wtorek, 11 sierpnia 2020

Od Charlotte do Orlanda

 Orlando odszedł, ja zostałam samotnie na łące. Wokół głucha cisza. Nie mogłam zasnąć. Męczyłam się, nie wiedziałam od czego zacząć. Po godzinie, udało mi się usnąć. Nagle, coś zaczęło wyć, szczekać, jednak spałam tak, że nie byłam wstanie nawet wstać i zobaczyć co to. Po chwili poczułam ciepły oddech na szyi. Były to wilki. Zlękłam się, zaczęłam biec ile sił. Jeden mnie dopadł, jeździł już sobie kłami po moim futrze. Czerwona kapka zaczęła ze mnie lecieć, z sekundy na sekundę byłam coraz słabsza. Gdy prawie straciłam przytomność, czułam iż wilki niesamowicie mocno mnie szarpią. Czułam ich na sobie całą zgraje - 5 wilków. Znienacka usłyszałam warkoty i piski, co chwilę czułam wilki coraz mniej. Osłabłam, wykrwawiłam się. Potem coś zaczęło mnie nieść, za grzbiet. Było to już dla mnie bez znaczenia i tak wiedziałam, że umrę. Położono mnie gdzieś, na suchym mchu. Słyszałam gdzieś tylko ciche i niepewne: "Obudź się, wstań... Proszę..." Po jakimś czasie byłam wstanie się ocknąć, otworzyć oczy. Byłam pewna, że jestem już dawno w psim raju po pożarciu przez wygłodniałe wilki, moim oczom ukazał się znajomy, wysoki pies.
- Charlotte! Wstawaj!
- Co?! Kim jesteś...? - Odburknęłam jeszcze zaspana i obolała.
- Robisz sobie ze mnie żarty?
- Nie... Czy ty to... Orlando?!
- Tak, a niby kto... Inne psy tu raczej nie biegają.
- Wow, uratowałeś mnie...
- Tak, zgadza się, już po raz drugi.
- No taaak.... Mógł byś coś zrobić z moimi ranami? Strasznie szczypią i bolą...
- Tak, za mną.
Zaczęłam kuśtykać w stronę Orlanda, ale upadłam mordką w brudną ziemię.
- Ała!!! Boli!!!
- Czego piszczysz, młoda?
- Bolą mnie rany, tym bardziej że jeszcze upadłam! - Odparłam oburzona.
- Nie dramatyzuj...
- Nie mogę iść...
- Ja tu z Tobą nie wytrzymam... Chodź.
Myślałam, że będę musiała kuśtykać kolejne kilka godzin, jednak nie.
- Oj... Cała brudna jesteś, pozwól że...
Wtedy bardzo się zaskoczyłam, poczułam coś bardzo dziwnego. Orlando mnie liznął...
- Czy ty mnie...
- Nie! Wcale nie, o niczym nie wiesz. A właśnie, chodź, poniosę cię. - Odpowiedział zawstydzony Orlando.
Orlando mnie podniósł, zaczął iść. Nie wiedziałam gdzie idziemy. Najbardziej interesowało mnie, dlaczego Orlanda nie bolały rany, które miał po starciu z wilkami...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz