Stałem w śniegu, patrząc na przestraszoną suczkę.
- Zmykaj na kanapę, na rączki do właściciela.
- O co ci chodzi?!
- Czysty psiak w obroży? Przecież jesteś kanapowcem, to logiczne.
- Jakim kanapowcem, wyrzucili mnie z domu, geniuszu...
- Co zbroiłeś?
- Co cię to obchodzi? Daj mi spokój! Tak poza tym, jestem suczką...
Patrząc suczce prosto w oczy, wyszczerzyłem zęby. Widziałem wyraźne przerażenie w jej oczach. Nie wiedziałem co dalej począć. Odejść, zostawić, zapomnieć? Jednak... to szczeniak, nie poradzi sobie... Stwierdziłem iż miejsce w którym aktualnie jest, jest niebezpieczne. Obmyślałem, odburknąłem do suczki:
- Wstawaj. Idziemy.
- Gdzie niby? Chcesz mnie zjeść?
- Co ci odbiło... Wstawaj, bo sam cię wezmę.
- D-dobrze? Już wstaję... - Odrzekła suczka otrzepując się ze śniegu.
Szedłem patrząc się bez celu przed siebie. Parę metrów ode mnie, w głębokim śniegu drepcze suczka, biała jak śnieg. Zamyśliłem się. Suczka na mnie patrzyła. odwróciłem się, zrobiłem groźną minę. Na skutek suczka się odwróciła. Nie chciałem mieć z nią kontaktu. Jednak nie powstrzymałem się od pytania:
- Jak ci na imię?
- Charlotte, a tobie?
- Ja jestem Orlando...
- Gdzie idziemy?
- Gdzieś, gdzie jest bezpiecznie. Zostawię cię tam, a potem ja wrócę do swojej norki.
- Okej...
Charlotte, jak wkrótce się dowiedziałem, była dość sympatyczną suczką. Po kilku godzinnej drodze, dotarłem na niewielką polankę, idealne miejsce dla suczki. Powoli słońce zaczęło zachodzić. Usiadłem, wczułem się w wieczorny wiatr, miałem łapy mokre od śniegu.
- A więc, to twoje miejsce. Nie biega tu nic oprócz zajęcy. Jesteś bezpieczna.
- Mam tu zostać...?
- Tak.
- Skoro tak, to zostaję.
- Dobranoc.
- Dobranoc Orlando, do zobaczenia... kiedyś.
Wracałem już bardziej spokojny do swojej norki w lesie, byłem już zmęczony. Dotarłem, ułożyłem się wygodnie, sen dość szybko zabrał mnie do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz